Przejdź do głównej zawartości

Co Cię nie zabije to Cię wzmocni, albo lepiej żyć pozwoli.

Cześć!

Jestem Michał, mam 31 lat, ojciec dwójki dzieci (4 i 2 lata), mąż, kochanek (niepotrzebne skreślić) i jestem osobą, która nie wie/ nie wiedziała co chcę w życiu robić. I to tak na serio, serio. Cześć!


Jak to piszę, miotają mną różne emocje, od smutku po euforie, bo w sumie nie wiem co chciałbym napisać na tym blogu. Dobrze w ogóle, że cokolwiek zacząłem w tym kierunku robić, bo plan prowadzenia bloga zrodził się już w kwietniu tamtego roku, jednakże zapał szybko minął, czasu było mało no i nie można zapominać, że jeszcze tysiąc innych spraw na głowie. Wszystko było ważniejsze od tego pierwszego wpisu. Nawet nie wiem jak bardzo się myliłem...

Miałem spoko pracę, ogólnie nie narzekałem. Praca w gastronomii na stanowisku kucharza, świetny dojazd do pracy, bo 15 minut piechotą, 5 minut na rowerze no i 3 minuty samochodem, po prostu bajka. Godziny trochę lipne, bo od 10 do 13 godzin, ale to też jakoś udawało się pogodzić z życiem codziennym. W każdym razie bez lipy. Przynajmniej tak myślałem do pewnego momentu. Po 1,5 roku pracy zaczynałem odczuwać znużenie oraz obojętność do pracy. Nie cieszyło mnie pójście na kolejne 12 godzin i robienie tych samych rzeczy, jak na taśmie produkcyjnej. Zaczynałem myśleć o tym co się ze mną dzieje. Zadawałem sobie pytania, po co ja tu pracuję, co wnoszę do tej firmy i przede wszystkim co ja wnoszę do swojego ówczesnego życia. Odpowiedzi były jednakowe i druzgocące, a mianowicie NIC. Po takim szocie na twarz zacząłem bardziej przyglądać się swojej karierze zawodowej i moim mocnym i słabym stronom. Zacząłem po prostu słuchać siebie i swoich potrzeb. Pokupowałem kilka książek o samodoskonaleniu się, dobrych nawykach, czasoogarniaczach wszelkiej maści oraz o bogaceniu się. Jedne książki były mniej drugie bardziej wartościowe, ale nie uważam, że wydałem pieniądze w błoto lub, że straciłem czas czytając je nagminnie. Wszystkie łączyła jedna rzecz, a mianowicie: żeby być szczęśliwym, bogatym, spokojnym, spełnionym w życiu prywatnym jak i zawodowym musisz zrozumieć kim jesteś i to zaakceptować. Myślę sobie, kurde co za wyniosła myśl, zaraz rzygnę tęczą i zrobię kupę z polnych kwiatów. Jednak z drugiej strony jak już dałem sobie szanse na te słowa to stwierdziłem kolejną smutną rzecz. Kurde Michał, masz 29 lat (bo wtedy to do mnie dotarło) i nie wiesz kim jesteś! Nie wiesz o sobie totalnie nic! To, że mam na imię tak i ile mam lat, że jestem mężem, ojcem i lubię naleśniki to tak, ale mi chodzi o coś głębszego coś co wychodzi poza zwykły społeczny schemat: człowiek - rodzina - społeczeństwo. 

Tutaj zaczęła się ostra batalia mojego mózgu z sercem oraz duszą. Brzmi jak jakieś egzorcyzmy Emily Rose, ale spokojnie tak nie było. Po prostu usiadłem spokojnie wieczorem, kiedy wszyscy spali, bo z dwójka małych szkrabów nie może być spokojnie i głęboko się zastanowiłem nad pytaniem, KIM JESTEM? CZEGO CHCE, ABY MOJE ŻYCIE BYŁO ZADOWALAJĄCE? Odpowiedzi nie było, przynajmniej od razu, później jakoś to poszło.

Teraz jest inaczej. Jestem świadomy, wiem, czego chcę, wiem do czego pragnę dążyć i przede wszystkim to realizuję. Chciałem tylko Wam przedstawić moi drodzy bardzo złożony temat, z którym boryka się pewnie więcej ludzi. Chodzi mi o brak świadomości życiowej. Czy ktokolwiek, kiedykolwiek z Was zastanawiał się nad tym kim chce być i co robić w życiu, żeby być szczęśliwym? Jeżeli tak to super i gratulację, ale sądzę, że wielu z Was nie wie lub nie wiedziało do tej pory. Nasuwa się wiele pytań typu: dlaczego? czemu? co może być tego przyczyną? Itp, itd. W moim przypadku i to jest tylko moja subiektywna ocena to taka, że po prostu żyjemy zbyt szybko. Nie mamy po prostu czasu na zastanowienie się i zadania sobie właśnie tych dla nas jak bardzo ważnych pytań. Nie patrzymy na to, że czas ucieka przez palce i nawet się nie obejrzymy, a stuknie nam 60 lat i zacznie łupać w krzyżu, a pamięć będzie już nie taka jak wcześniej. Żyje się od 1 do 1 kolejnego miesiąca i jest fajnie, bo pensja wpłynęła na konto. Co tam, że szef marudzi, trzeba zostać do późna w pracy, dzieci w domu wyją, a żona coś chce ode mnie. Ważne, że jest kasa i jest stabilność. Ale z tą stabilnością zwłaszcza w czasach pandemii, inflacji oraz wojny na wschodzie to jest bardzo różnie. Nie mówiąc już o ludziach, którzy mają kredyty na głowie, bo to jakaś masakra! I jak to śpiewał czy rapował Sydney Polak "Wiem tylko, że wszystko się zmienia, coś jest, a później tego nie ma" 

 U mnie z tą stabilnością było to samo, była, była i się zmyła. Straciłem grunt pod nogami, zarobki i poczucie bezpieczeństwa. Jednakże nie straciłem głowy, nie popadłem w histerię czy jakiś marazm. Paradoksalnie to tylko przyspieszyło moją decyzję o byciu kimś innym i  realizowaniu się w tym. Mogłem temu poświęcić cały swój wolny czas i uwagę. Dostałem zimnym prysznicem na twarz, który okazał się zbawienny w skutkach. Do tej pory po przez złudną stabilność trzymałem to wszystko w ryzach i co prawda dłubałem w swoich planach na życie, ale jestem święcie przekonany, że bez zwolnienia z pracy, bym dalej tak dłubał, ale nic by z tego nie wyniknęło. Strach przez zmianami jest mocno paraliżujący i obawy przed nieznanym jest stresujące. Jednak wiem, że to jest kierunek w dobrą stronę i z uśmiechem na twarzy patrzę w przyszłość, bo przecież realizuję swoje marzenia, które w końcu ukształtują mnie takiego jakiego siebie wyobrażałem przez kilka lat.

Wam również tego życzę, abyście znaleźli swoją życiową drogę oraz harmonie z samym sobą, bo to jest bardzo ważne, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdzie życie mknie jak szalone i czasami nie wiemy, czy kierowcą jesteśmy my, czy może ktoś kto nas udaje.

Do kolejnego wpisu, cześć! :)



Komentarze